sobota, 31 sierpnia 2013

Pierwszy raz sama w domu!

Dzisiaj rano mój Pan oznajmił mi, że muszę zostać sama w domu, ponieważ on musi jechać po podręczniki, bo niedługo szkoła.
Dał mi zabawki, pochował wszystkie możliwe kable, żeby nie było "hecy" i głaszcząc, powiedział, że mam zostać i być grzeczna, a on zaraz wróci.
Zamknął za sobą drzwi od pokoju i pojechał, a ja położyłam się na swoje legowisko.
Wrócili z miasta nieco ponad po godzinie, od razu gdy tylko usłyszałam głos Krzysztofa zaczęłam piszczeć i drapać w drzwi, a on słysząc to przyszedł sprawić w jakim stanie jest pozostawiony przez niego pokój, czy nic nie zniszczyłam.
Cieszyłam się z tego, że wrócił do mnie. Bardzo mnie pochwalił, że nigdzie nie nabrudziłam i nie zostawiłam "niespodzianki" :)
Mówił, że w zoologicznym zamówił mi karmę i kupił jakieś takie pudełeczko z blaszką w środku, teraz już wiem to się nazywa kliker i służy do tresury psa.
Najpierw trzeba było uwarunkować kliker, czyli gdy za każdym razem usłyszałam "klik" i obróciłam głowę lub wzrok w kierunku mojego Pana otrzymałam nagrodę.
Teraz już wiem, że gdy dobrze wykonam jakąś komendę, usłyszę charakterystyczne kliknięcie, to zaraz po tym otrzymam coś pysznego, a jeśli źle - to zostanę przez Krzysztofa zignorowana.
Bycie samemu w domu, nie było aż takie złe jak na pierwszy raz, po prostu muszę się przyzwyczaić :P

czwartek, 29 sierpnia 2013

Pierwszy i drugi spacer

Po wczorajszej wizycie u weterynarza, wieczorem odbył się pierwszy spacer w pobliżu domu.
Muszę przyznać, że jak na razie ulica i ogólnie wszystko za płotem mojego domu mnie przeraża, ale Pan postanowił już powoli mnie przyzwyczajać do spacerów, bo później może być jeszcze gorzej.
Gdy wysiadłam z samochodu przed gabinetem weterynarza, poczułam się troszkę dziwnie ten "cały świat" jakiś, taki duży, tak samo jest na spacerze.
Nie jest to jakieś dramatyczne przeżycie, ale trzeba się przyzwyczaić.
Dziś też byłam na spacerze z Krzysztofem, ale jak na razie, tak jak wczoraj tylko w "środowisku przydomowym", było super! ;)

środa, 28 sierpnia 2013

Wizyta u weterynarza

Dzisiaj tak mówili wczoraj - wizyta u weterynarza i szczepienie przeciwko nosówce i takie tam...
Jako, że woda z wielkiego basenu jest wypuszczana trzeba było zakończyć jakoś tegoroczny sezon, trochę wody jeszcze było, a więc skoczyłam do basenu. Niebyło by nic w tym złego, tylko wskoczyłam do basenu i wróciłam mokra i brudna pod drzwi domu przed samym wyjazdem do weterynarza, ale wystarczył tylko ręcznik :P
Podróż samochodem nawet niebyła zła.
Nawet nie bolało, a Pan doktor był bardzo miły i zabawny.
Potem jechaliśmy gdzieś, jak się nie mylę już w stronę domu i Krzysztof, wysiadł i gdzieś poszedł.
Wszedł przez wielkie, szklane, rozsuwane drzwi i nie było go kilka minut chodziłam nerwowa, aż w końcu usiadłam przed drzwiami i zaczęłam piszczeć, pomyślałam, że może mnie usłyszy i w ten sposób go przywołam :)
Gdy tak spacerowałam po parkingu z mamą mojego właściciela, podszedł do nas jakiś facet i zaczął rozmowę, mówił coś tam, że jeszcze 7 lat temu on miał takiego ślicznego szczeniaka jak ja i że trzeba mnie tresować czy coś tam, ble ble ble, a mnie interesowało tylko to kiedy wróci Krzysiu i wtedy w drzwiach pojawił się on!
W rękach niósł reklamówkę, a w niej wiaderko z karmą dla rybek ozdobnych i szczotkę dla mnie, a w drugiej wielki worek.
Chwile jeszcze przystanął i rozmawiał z tym facetem, na końcu grzecznie się pożegnał, życząc miłego dnia, włożył zakupy na tylne siedzenie i pojechaliśmy do domu.
W końcu, byłam tak zmęczona, że spałam chyba ze dwie godziny, aż Dżekuś się za mną stęsknił.
Jak się później okazało ten wielki worek, który niósł mój Pan to nowa karma dla mnie, bo przyszedł czas na zmianę tej co dostałam z hodowli - jest to Purina Dog Chow Puppy z indykiem, jadłam już dziś pierwszy posiłek z tej karmy i jak na razie smakuje mi, zobaczymy co będzie dalej i czy mój Pan zdecyduje się na kupowanie takiej karmy dla mnie ;)
Zbliża się 20.00, więc pora na kolejny, ostatni już posiłek tego dnia. Hau! ;)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Mój Pan jest "w siódmym niebie" to naprawdę widać, a to za sprawą tego, że dziś ani w nocy, ani nad ranem, ani rano, gdy się obudziłam nie zostawiłam żadnego "prezentu", miło jest uszczęśliwić swojego właściciela i patrzeć jak się cieszy ;)
Bardzo, mnie chwalił!
Wiem też, że Pani z "Kociokwiku" bardzo się cieszy, że przypadłam Krzysztofowi do gustu i odwrotnie i że jest mi dobrze w nowym domu, z tego co wiem to Pan wysłał jej zdjęcia.



Labrador Jenny z Dżekim mieszańcem-bokserem
W piątek przegryzłam kabel zasilający od laptopa, całe szczęście nie był on w gniazdku, mimo że był położony niemal na środku biurka, to i tak go dosięgłam, no co ja poradzę, że mi się podobał co? :P
Pan cały czas powtarzał, że nie jest zły na mnie, tylko na samego siebie, widać, że mnie bardzo kocha i niczego mi nie odmówi.
Na szczęście kabel jest już naprawiony i działa! :)

Wczoraj wróciła mama mojego właściciela, nie mam pojęcia gdzie była, ale z tego co mi się odbiło o uszy to w Niemczech, to chyba bardzo daleko nie?

Dzisiaj usłyszałam jak oboje rozmawiali o wizycie u weterynarza i jakimś szczepieniu, trochę mam stracha no nie wiem co tam się będzie działo, co mi będą robić, mam nadzieję, że nie będzie bolało.

Większość czasu też dziś spędziliśmy na dworze mój ze mną się bawił i rzucał mi zabawkę, mam nadzieję, że dziś po wieczornym wyjściu też uda mi się wytrwać do rana z moimi potrzebami ;)
Już nie mogę doczekać się spacerów!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Pierwsza kąpiel i tresura, komenda "leżeć" ;)

Nadeszła chwila na moją pierwszą kąpiel, po wczorajszej zabawie w ziemi jestem bardzo brudna, dlatego trzeba mnie wykąpać, mhmm... przyjemna woda, piana i masaż, potem spłukiwanie i wycieranie, coś cudownego ;)
Przed kąpaniem rozpoczęliśmy drugą lekcję tresury, komenda "leżeć", która jak na razie idzie mi troszkę opornie, ale spokojnie na wszystko potrzeba czasu :P
Dziś też nie narobiłam w domu, oprócz "niespodzianki" nad ranem, którą otrzymał mój Pan ;)
Widać było, że cieszył się, że w ciągu dnia nie narobiłam w domu :)

sobota, 17 sierpnia 2013

Basen bez zezwolenia i tresury ciąg dalszy!

Dziś mój Pan był ze mnie zadowolony, bo przez cały dzień starałam się nie zostawić "niespodzianki" w domu, oprócz jednego incydentu o czwartej nad ranem, ale poza tym cały dzień w domu nic ;)
Bardzo dużo czasu spędziliśmy dziś razem na dworze, on rzucał mi zabawkę, a ja biegałam, potem przyszła pora na utrwalenie komendy "siad" - widać było, że mu się podobało i był bardzo ze mnie dumny, mogę już śmiało stwierdzić, że umiem siadać, gdy mnie się o to poprosi.
Zaczęłam też powoli przyzwyczajać się i reagować na swoje imię ;)
Krzysztof cały czas powtarza "siad" przed podaniem miski, a gdy posłusznie usiądę, dostaję swoje jedzenie :)
Poza tym, po wyczerpującym, gorącym dniu, korzystając z okazji, że właściciel i jego rodzina ma w ogrodzie 5.000-litrowy basen postanowiłam się ochłodzić, mimo że on ostrzegał mnie, że nie wolno zdążył mi tylko "w powietrzu" ściągnąć obrożę i chlup... już byłam w basenie :P
Zrobiłam kilka okrążeń, a Krzysztof w tym czasie poszedł po ręcznik ;)

piątek, 16 sierpnia 2013

Schodzenie ze schodów i początki tresury

Hura! Dzisiaj stała się rzecz, o której nawet nie myślałam, że się stanie!
Po raz pierwszy zapewniona przez mojego Pana - Krzysztofa, że nic się niestanie, sama zeszłam ze schodów... no może nie całkiem sama... tylko zmobilizowana karmą, która czekała na mnie na każdym stopniu, trochę się bałam, no ale kiedyś trzeba w końcu spróbować! ;)

Dzisiaj też razem z Panem zaczęliśmy tresurę, na początek komenda "siad", po kilku zachętach smakowych, szło mi już całkiem nieźle, przynajmniej tak myślę, Krzysztof bardzo mnie chwalił i dawał nagrody, więc musiało być dobrze! ;)

czwartek, 15 sierpnia 2013

Drugi dzień w nowym domu

Dziś obudziłam się rano w nowym domu, nie mogłam uwierzyć, myślałam że to sen, mój Pan dostosował się do wskazówek z hodowli, ponieważ dostaję cztery posiłki dziennie, ciągle mnie przytula i głaszczę. :)
Ogólnie dzisiaj jakoś dużo ludzi w domu, dużo gości przyjechało, jakby jakieś święto.
Nie wiem tylko o co chodzi z tym "klepaniem" mnie po pyszczku i mówieniem "Fe!" o co temu mojemu Panu chodzi? Gdy tylko gdzieś wejdę lub coś zacznę gryźć on ciągle mówi "Fe!" i daje po pyszczku.
Schody jeszcze przerażają... niestety... Krzysztof ciągle znosi mnie na dół. ;)

środa, 14 sierpnia 2013

Nowy dom!

Witajcie to mój pierwszy wpis na tym, a więc może się najpierw przedstawię:
Jestem suczką rasy Labrador Retriever o umaszczeniu biszkoptowym i imieniu Jenny.
Pochodzę się w hodowli "Kociokwik FCI" w Puszczykowie k/Poznania - link macie tutaj.
Urodziłam się 21.06.2013r.
14.08.2013r. trafiłam do nowego domu, z tego co wiem to właściciel bardzo mnie wyczekiwał.
To było wielkie przeżycie, także dla mnie.
Czekałam już na to od samego rana, gdy dowiedziałam się od Pani, że przyjadą zabrać mnie do nowego domu tak się cieszyłam, że o jeju! :)

Po 17.00 przyjechali, na podwórko weszły trzy osoby, wysoka kobieta (mama mojego właściciela), młody chłopak w okularach (mój "przyszły" właściciel - Krzysztof) i malutki chłopczyk Michał (siostrzeniec Krzysztofa).
Zrobił się wielki szum, dorosłe psy zaczęły spoglądać z nad ogrodzenia i szczekać, Pani weszła do zagródki, gdzie byliśmy my - szczeniaki i wzięła mnie na ręce - rozczytując świeży tatuaż w moim lewym uchu, wyjęła mnie z zagródki i poszła przyszykować książeczkę zdrowia, umowę oraz wyprawkę.
Potem wróciła po mnie i zaprosiła rodzinę do domu. Poczęstowała tych ludzi plackiem drożdżowym ze śliwkami, które chyba co dopiero upiekła, bo zapach unosił się w całym domu! Aż ślinka ciekła... ;)
Opowiadała mojemu właścicielowi, jak na się mnie opiekować i jak mnie karmić i co robić gdy jestem niegrzeczna i coś np. gryzę, wszyscy słuchali ją z uwagą, a w szczególności on.
Moje imię z hodowli Kociokwik brzmi - Jenny oczywiście nowi właściciele mogą zmienić imię pieskowi, ale mój Pan tego nie zrobił. "O, jak fajnie, miało być inaczej, ale tak zostanie - Jenny!" - zawołał radośnie Krzysztof :)
Potem wpakowali mnie do samochodu, siedziałam na przednim siedzeniu na kolanach swojego nowego Pana, byłam trochę zestresowana, wiadomo nowy właściciel, nowy dom, nowi ludzie, nowe otoczenie i nowy pies...?
No właśnie niebyło tak źle, bo w moim nowym domu jest już pies, mieszaniec bokser, ale on nie chce się ze mną bawić, chyba jest za stary, ale i tak jest super! Pozwala mi dochodzić do swoich misek i nawet pić! :)
Gdy dojechaliśmy na  miejsce na miejsce, gdzie od teraz miał być mój nowy dom, od razu powitał mnie Dżeki (wspomniany pies), przerażają mnie schody prowadzące do wejścia do domu, których było jedenaście, aż jedenaście... ale myślę, że jakoś dam radę. Pan wniósł mnie po schodach do domu, a w jego pokoju czekało na mnie czerwone legowisko (tak, tak wiem, zaraz powiecie, że przecież psy widzą świat na czarno-biało, ale Pan powiedział mi jaki to kolor! :P ) z miskami i kostkami oraz zabawki, piszcząca sztanga z dwiema piłkami -  cudo! Dwie zabawki też dostałam w wyprawce z hodowli, ale ta piszcząca kupiona przez Krzysztofa jest jedną z najlepszych!
Mam też czerwoną obrożę i smycz, nie mogę doczekać się pierwszych spacerów (ale Pani hodowczyni powiedziała, że muszę odbyć jeszcze jakieś szczepienia i dopiero wtedy będę mogła chodzić na spacery poza swoje podwórko).
Dobra, Moi Drodzy, idę poznawać dalej poznawać mój nowy dom!
Do zobaczenia, Hau! :)