środa, 4 września 2013

Mój Pan u lekarza

Mój Pan dzisiaj poszedł do lekarza, bo źle się czuł, wcześniej jeszcze zamknął mnie w pokoju, bo nie dawałam spokoju "staruszkowi" Dżekiemu.
Przed wyjściem Krzysztof wszedł do pokoju, by wziąć swój telefon i doznał szoku, bo oderwałam kolejny pas tapety od ściany. Powiedział "Fe, nie wolno!" i powiedział, że teraz się śpieszy i nie zdąży tego posprzątać, zrobi to jak wróci.
Wskazując palcem moje legowisko, pogłaskał mnie i łagodnym głosem powiedział: "Zostań, zaraz wrócę!" Mama, babcia Krzysia i ciocia, która właśnie przyjechała, też wyjeżdżały razem do miasta.
Drzwi się zamknęły.
Pan przyszedł do domu po około godzinie, było dużo pacjentów, cieszyłam się gdy usłyszałam, że ma zwolnienie i do piątku musi zostać w domu.
Pan cały dla mnie! ;)
Gdy otworzył drzwi odetchnął z ulgą, bo ściana nie była bardziej obdarta niż dotychczas, a na podłodze nie było więcej tapety oprócz tej jeszcze nie posprzątanej.
Starałam się też zbytnio nie nabrudzić, ale niestety zdarzyło mi się siku.
Posprzątał tapetę i wytarł mokrą podłogę i wszystko był dobrze, no może nie do końca wszystko...
Patrząc na kawałek ściany, na którym niema tapety Krzysztof uśmiechnął się i powiedział: "No, ale trzeba Jenny przyznać, że ściana nie jest jakoś brzydko obszarpana, tylko wygląda jakby ktoś celowo, równo wyciął ten fragment." hehehehe :P
Tak to już jest ze szczeniakami, jeszcze trochę i z tego wyrosnę.
A ja nie mogłam przestać się cieszyć, że Mój Pan zostaje w domu do piątku, ale z drugiej strony było mi smutno, bo jest chory... ;/


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz